Niech Akademia się wstydzi.

Data:
Ocena recenzenta: 9/10

Zbyt odważny dla Akademii - tak można skomentować brak "Wstydu" wśród nominacji do tegorocznych Oscarów. Drugi film Steve'a McQueena porusza temat niewygodny, o którym wcześniej w kinie nie mówiło się prawie wcale.
Widzieliśmy już dramaty o alkoholikach, pracoholikach, wreszcie - durne komedie o zakupoholiczkach. McQueen poszedł o krok dalej i zrobił film o uzależnieniu, o którym się nie mówi. Pokazał to, co chce się ukryć; to, czego można się wstydzić. Reżyser zaproponował widzom przejmujące studium seksoholizmu.

Brandon (Michael Fassbender) z pozoru jest poukładanym, statecznym mężczyzną w średnim wieku. Pracuje w korporacji, mieszka w apartamentowcu, teoretycznie niczego mu nie potrzeba. Pod płaszczykiem pedantyzmu kryje się jednak wielki chaos. Brandon jest bowiem uzależniony od seksu, a ściślej mówiąc: od orgazmu. Nieważne gdzie, nieważne z kim. Najważniejsza jest satysfakcja seksualna. Niestety, ta znika równie szybko jak się pojawia. Jej miejsce zastępuje już tylko tytułowy wstyd.
Niespodziewanie w życiu Brandona zjawia się jego siostra Sissy (Carey Mulligan). Dziewczyna niszczy resztki pozornego ładu, który do tej pory był obecny w życiu bohatera. Ona potrzebuje ciepła, troski i uczucia, dla niego jest to przeszkoda w osiągnięciu satysfakcji seksualnej. Jak potoczą się ich wspólne losy?

Steve McQueen po raz drugi zaprosił do współpracy jednego z najbardziej wyrazistych aktorów młodego pokolenia - Michaela Fassbendera. Fassbender stworzył we "Wstydzie" rewelacyjną kreację, wymagającą nie tylko odwagi, ale też oszczędnych i jednocześnie wyrazistych środków aktorskich. Już samym spojrzeniem Fassbender przekazuje nam więcej niż mógłby to zrobić słowami. Doskonała jest także partnerująca mu Carey Mulligan, wcześniej znana z filmów takich jak "Była sobie dziewczyna" czy "Drive". W niezwykle przekonujący sposób stworzyła postać ekstrawertycznej i wrażliwej dziewczyny, rozpaczliwie szukającej choćby namiastki uczucia.

"Wstyd" to jednak nie tylko portret uzależnionego od seksu człowieka. To także uniwersalna opowieść o niemożliwości emocjonalnego zaangażowania się w relacje międzyludzkie. McQueen pokazuje trudności w utrzymaniu związków, problemy z zaufaniem wobec innych, zamknięcie się w sobie. Wreszcie, mamy tu do czynienia z jednym z najpoważniejszych problemów dotykających mieszkańców wielkich miast - z osamotnieniem. Przypadkowy seks pozbawiony uczuć jest tutaj równoznaczny z dojmującą samotnością. Jeszcze nigdy sceny łóżkowe w kinie nie były aż tak przygnębiające.

Jak zwykle w przypadku filmów dotykających tematów tabu, można odnieść wrażenie, że do "Wstydu" nie można podejść w sposób neutralny. Przeciwnicy zarzucają McQueenowi, że obraz epatuje nagością, jednocześnie go spłycając. O "Wstydzie" powiedzieć można wiele, ale na pewno nie to, że spłyca zawarty w nim problem. Najlepiej nie mówić nic. Ten film po prostu trzeba zobaczyć.

Zwiastun: